11.03. 2022
Dorota Cieślińska – Brodowska

“OBRAZY PRZYPOMNIANE Z PRZESZŁOŚĆI

NIE SĄ PRZESZŁOŚCIĄ, ALE TERAŹNIEJSZOŚCIĄ

PEWNYCH STANÓW PSYCHICZNYCH.”

Dorota Cieślińska – Brodowska

Artystka–Malarka. Urodziła się 1962 roku w Warszawie.

W 1991 roku ukończyła studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w Pracowni Malarskiej prof. Aleksandra Kozyrskiego, przez rok równocześnie uczestnicząc w zajęciach w Pracowni Litografii prof. Romana Artymowskiego.

Od trzydziestu lat zajmuje się malarstwem.

 

Tekst do katalogu “Pamięć zakazana/forbidden memory” autorstwa Anny Szyjkowskiej-Piotrowskiej.

 

Malarstwo jako ślad

Odcisk ciała, dosłowna zmysłowa impresja jest śladem obecności z innego czasu. Ślad zawsze pozostaje grą pomiędzy obecnością i nieobecnością ciała.

Tym bardziej obecnym, że nieobecnym – powielanym przez pragnienie lub żal.

Nic nie zdarza się naprawdę lub też nic nie zdarza się raz. Brzmi nieustannym echem w głowie, wraca jako refleksy i refleksje. Przecież ani w przeszłość, ani w słońce nie da się patrzeć bez mrużenia oczu, bez poczucia, że im bardziej patrzymy, tym bardziej coś nas oślepia i im dłużej patrzymy, tym bardziej to, co pamiętamy zmienia się w barwne plamy. Czasem plamy zdominowane są jednym afektem, jedną barwą, która wszystko inne pogrąża w niebycie płótna.

 

W malarstwie Doroty Cieślińskiej-Brodowskiej, kolor traktowany jest bardzo poważnie. Nie da się chyba poważniej go traktować.

W przedstawianym uniwersum nie jest ciężko, ani nie jest lekko. Jest intensywnie. Nic tu nie jest oczywiste choć takie się wydaje. Choćby nawet narzucające się natychmiast porównanie z Cy Twombly’m gaśnie z czasem ustępując bardzo wyraźnej konsekwencji i koherencji twórczości, która zdaje się działać w systemie nieustających samoodniesień, po kole. Być może jest to koło hermeneutyczne, w którym każdy kolejny obraz odsłania coś z poprzedniego obrazu, w którym dane płótno odnosi się – w niezrozumiały, choć wyraźnie widoczny, dla patrzącego sposób –  do innych. Jesteśmy w świecie malarki, pomiędzy obrazami, ale też pomiędzy formą i kolorem. To, co się odbywa pomiędzy nimi jest tarciem nie tyle o znaczenie, nie tyle iskrzeniem wokół interpretacji, co w zasadzie przeciwko niej. Jest ostrym wyjściem poza język. I w tym wszystkim odróżnia się ta malarska twórczość od skojarzeń z Twombly’m, który również język i właśnie język traktował malarsko.

Wprawdzie wiele spośród prac stanowi chociażby „zapiski” z podróży, jednak jest to język czysto malarski i nie kompatybilny z werbalnym przekazem. Należy zatem uważać pisząc i mówiąc o malarstwie Doroty Cieślińskiej-Brodowskiej, która uzyskuje efekt intensywnej pełnej form i barw ciszy. Warto być może powstrzymać się przed przenoszeniem, wyjaśnianiem i tłumaczeniem jakości, których poszukiwanie jest zmysłowe i pozbawione intelektualnych drogowskazów.

Nawet ciało, zmysłowość czy akt pozbawione są tu oczywistości, sugestywne i efemeryczne zarazem. Ciało nie wydaje się realne, raczej wyłania się z tkanki pamięci. Z kolei abstrakcja przestaje być abstrakcją, nawiedzana przez cienie cielesności –  szkic zatopiony w innych formach.

 

Patrząc na te obrazy, myślę o skamienielinach, o śladach dłoni w grotach, zapisanych w odległym czasie, ale wcale nie po to, aby odnosić się do tego, co pozbawione życia. Wręcz przeciwnie – chodzi raczej o wciąż obecny ślad, o ślady mniej lub bardziej organiczne, czasem jakby zmieniające się w czystą przyjemność nieoczywistych połączeń. Kompozycje niby przypadkowe, ale pochodzące z jakiejś nad wyraz odważnej i wykształconej umiejętności budowania formą. Przede wszystkim, jestem jednak jestem uwiedziona przejściami, niejako gradientami, a także nieoczywistymi kontrastami.

 

Szczególnie ciekawe wydaje mi się użycie złotej i czarnej farby. Złota pojawia się czasem jak prześwit innej rzeczywistości. Czarna jak napisy graffiti. No i właśnie – cały paradoks w tym, że jednak wraca trop pisma czy raczej jakiegoś pre-pisma, archaicznej potrzeby wyrażania jak w pracach Jean-Michela Basquiata. Jednak stawką jest coś zupełnie innego. Formy i kolory zmieniają się, ale sposób działania wydaje się trwałym tanecznym wirem jak w szamańskim transie, jak w dionizyjskim rytuale, z którego wyłania się poemat w formach.

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z uroczystego otwarcia wystawy malarstwa Pani Doroty Cieślińskiej-Brodowskiej.